1.10.12

Czy przyszłość banków leży w smartfonach?


Jak przekonać miliony Polaków do założenia konta w banku? – nad takim pytaniem łamią sobie głowy eksperci zajmujący się bankowością w naszym kraju. Pod względem ubankowienia zajmujemy jedno z najbardziej odległych miejsc w Europie.

Niewątpliwie duża część potencjalnych klientów banków to ludzie starsi. Dla tych idealną ofertę przygotował Bank Pocztowy – bank, a raczej poczta blisko miejsca zamieszkania, możliwość płacenia rachunków w okienku, pobierania pieniędzy w okienku lub zamówienie ich do domu, z możliwością dostarczenia przez listonosza. Starszy klient nie przywiązuje wagi do bankowości internetowej, karty płatniczej z możliwością wypłacania pieniędzy z bankomatów w kraju i na świecie – czyli do rzeczy, z których i tak korzystać nie będzie, nawet jeśli konto założy.

Jednak kluczem do sukcesu – czyli przetrwania – banków na rynku nie są wcale klienci konserwatywni, tylko nowocześni. I tylko przygotowanie oferty nowoczesnej, wybiegającej daleko poza obecny standard jest w stanie takich klientów przyciągnąć. Właśnie do takich wniosków można dojść, czytając wpis na blogu Macieja Samcika, który powołuje się na raport firmy konsultingowej AT Kearney „Bankowość detaliczna jutra”. Autorzy raportu przekonują, że banki, które na czas nie zadbają o to, by ich klientami były przede wszystkim osoby nowoczesne, korzystające z internetu, smartfonów i tabletów – prędzej czy później znikną z rynku. Prędzej czy później – ale stanie się to w ciągu następnej dekady. Dlaczego? Eksperci oceniają, że postęp technologiczny w społeczeństwie, również wśród klientów banków, będzie postępował szybciej niż starzenie się społeczeństwa. Mówiąc wprost: banki, adresujące ofertę do ludzi starszych dziś, nie mają co liczyć na to że obecni 50-latkowie będą za 10 lat takimi samymi zachowawczymi klientami jak obecni 60-latkowie. Oni z pewnością będą korzystać z internetu, prawdopodobnie – o ile się tego nauczą – również z bankowości mobilnej, a także tych form bankowości detalicznej, które w tej chwili są dopiero w fazie intelektualnej spekulacji (czyli tzw. bankowości facebookowej). I przekonania ekspertów nie zmieniają nawet fakty, łącznie z tym że w Polsce z bankowości internetowej korzysta – choćby od czasu do czasu – niewiele ponad połowa osób, które mają konta z dostępem przez Internet. Znikome zainteresowanie nowocześniejszą od internetowej bankowością mobilną eksperci tłumaczą zaś tym, że tylko co piąty klient banku ma smartfona.

Banki, zdaniem AT Kearney, powinny myśleć o strategicznych aliansach z wielkimi firmami internetowymi, które są w stanie dostarczyć im wiedzy o potrzebach i preferencjach klientów. Nieocenionym partnerem są też firmy telekomunikacyjne. twierdzi, że konieczność wchodzenia w alianse strategiczne z wielkimi firmami internetowymi, jak Facebook, Google, Amazon (mają one ogromną wiedzę o potrzebach i preferencjach zakupowych klientów) oraz z firmami telekomunikacyjnymi.

Zmianie musi ulec również strategia nasycania rynku placówkami bankowymi, które wcale nie muszą odejść do lamusa. Banki, które chcą przetrwać, powinny zapomnieć o ekspansji wyłącznie w wielkich miastach. Potrzebne są niewielkie oddziały rozmieszczone w miarę równomiernie w całym kraju, w myśl zasady, że podaż również nakręca popyt.

30.8.12

Czy wierzyć w lokaty 12% w skali roku?

Niektóre instytucje pozabankowe oferują klientom lokaty, czy też raczej – paralokaty – z oprocentowaniem dwa razy wyższym, niż najlepsze depozyty bankowe. Czy można w nich nie tylko korzystnie, ale również bezpiecznie lokować oszczędności? 

Jedną z takich firm jest Finroyal, która oferuje „kontrakty lokacyjne” od ponad 8 do nawet 15 proc. w skali roku (jeśli ktoś zdeponuje pieniądze na 5 lat). Korzystając z ZYSKownego kalkulatora na stronie firmy można np. wyliczyć, że wkładając 10 tys. złotych na 3 lata, otrzymamy 3,9 tys. złotych zysku. Takiego zysku – 13 proc. w skali roku – nie wypracuje żadna lokata.  Ale…

Problem w tym, że pozabankowe instytucje nie eksponują faktu iż ich działalność nie jest objęta Bankowym Funduszem Gwarancyjnym, skupiając się raczej na wyjaśnieniu, w jaki sposób są w stanie wypracować gwarantowane (przez siebie) zyski. Klient zaś, zwłaszcza ten który ostrożnie podchodzi do różnych form inwestowania, przywiązując dużą wagę do bezpieczeństwa swoich oszczędności, powinien być świadomy różnic między lokatą bankową, a „kontraktem lokacyjnym”, który jest w świetle prawa formą prywatnej pożyczki.

Oczywiście – nikt nie może zabronić klientom takiej formy pomnażania swoich pieniędzy, chodzi jednak o to, by byli oni świadomi konsekwencji swoich wyborów. Na razie jednak firmy nie mają obowiązku informowania swoich potencjalnych klientów że ich „lokata” to nie lokata bankowa, warto więc na własną rękę sprawdzać prawdopodobieństwo, że gdy zechcemy rozwiązać kontrakt lokacyjny, lub każdą inną formę paralokaty, otrzymamy zarówno zainwestowany kapitał, jak i wypracowany, zgodnie z obietnicą, zysk.

Nie należy przy tym ograniczyć się do przyjmowania w dobrej wierze informacji, które firma sama udostępnia. Wyróżnienia i dyplomy, którymi szczycą się niektóre firmy, często nie są przyznawane przez obiektywne gremia, ale kupowane za określoną stawkę w innych firmach „certyfikujących”. Zaś zagranicznie brzmiące nazwy spółek i budzące szacunek adresy warto zweryfikować, choćby korzystając z wyszukiwarek internetowych.

27.7.12

Ubezpieczenie karty w mBanku już nie chroni przed skimmingiem

Nie od dziś wiadomo, że jednym z najbardziej realnych zagrożeń dla posiadaczy kont i kart bankowych jest skimming, czyli skopiowanie pasków magnetycznych kart w celach przestępczych.

Ofiarą tego procederu może paść dosłownie każdy, nawet najbardziej uważny użytkownik karty. Jeśli przestępcom oprócz sklonowania paska z danymi uda się pozyskać PIN ofiary, może się on pożegnać ze swoimi pieniędzmi na koncie.

Przed skimmingiem trudno się bronić, choć jeszcze do niedawna – okazuje się teoretycznie – klienci, którzy wykupili w mBanku ubezpieczenie karty, czuli się bezpiecznie. Teraz muszą przestać, bo bank zmienił regulamin i czarno na białym wpisał do nowych postanowień, że ubezpieczenie nie chroni przed utratą środków na skutek skimmingu.

Można oczywiście uspokajać się, że w tej chwili niemal wszystkie karty są wyposażone nie tylko w paski, ale też w czipy. Dzięki temu karty ukradzione Kowalskiemu stają się dla złodziei bezużyteczne, bo nie są w stanie z nich skorzystać ani w bankomatach, ani w terminalach płatniczych. To prawda, ale ta prawda kończy się na granicach Polski. Bo po sąsiedzku, np. na Ukrainie, ale też w innych krajach Europy Wschodniej, bankomaty odczytują dane z pasków magnetycznych, nie z chipów. Dlatego też większość grup przestępczych – choćby tych ujawnionych przez policję – pochodzi z Bałkanów.

Można zadać sobie pytanie, od jakich zdarzeń tak naprawdę chroni ubezpieczenie, skoro nie chroni od najbardziej prawdopodobnego scenariusza?

mBank zapewnia jednak, że wszystkie zgłoszone przypadki skimmingu rozpatruje indywidualnie, i kwestie zwrotu pieniędzy – po analizie przebiegu operacji i ustaleniu stanu faktycznego – podejmuje po rozpoznaniu każdej sprawy osobno.