1.10.12

Czy przyszłość banków leży w smartfonach?


Jak przekonać miliony Polaków do założenia konta w banku? – nad takim pytaniem łamią sobie głowy eksperci zajmujący się bankowością w naszym kraju. Pod względem ubankowienia zajmujemy jedno z najbardziej odległych miejsc w Europie.

Niewątpliwie duża część potencjalnych klientów banków to ludzie starsi. Dla tych idealną ofertę przygotował Bank Pocztowy – bank, a raczej poczta blisko miejsca zamieszkania, możliwość płacenia rachunków w okienku, pobierania pieniędzy w okienku lub zamówienie ich do domu, z możliwością dostarczenia przez listonosza. Starszy klient nie przywiązuje wagi do bankowości internetowej, karty płatniczej z możliwością wypłacania pieniędzy z bankomatów w kraju i na świecie – czyli do rzeczy, z których i tak korzystać nie będzie, nawet jeśli konto założy.

Jednak kluczem do sukcesu – czyli przetrwania – banków na rynku nie są wcale klienci konserwatywni, tylko nowocześni. I tylko przygotowanie oferty nowoczesnej, wybiegającej daleko poza obecny standard jest w stanie takich klientów przyciągnąć. Właśnie do takich wniosków można dojść, czytając wpis na blogu Macieja Samcika, który powołuje się na raport firmy konsultingowej AT Kearney „Bankowość detaliczna jutra”. Autorzy raportu przekonują, że banki, które na czas nie zadbają o to, by ich klientami były przede wszystkim osoby nowoczesne, korzystające z internetu, smartfonów i tabletów – prędzej czy później znikną z rynku. Prędzej czy później – ale stanie się to w ciągu następnej dekady. Dlaczego? Eksperci oceniają, że postęp technologiczny w społeczeństwie, również wśród klientów banków, będzie postępował szybciej niż starzenie się społeczeństwa. Mówiąc wprost: banki, adresujące ofertę do ludzi starszych dziś, nie mają co liczyć na to że obecni 50-latkowie będą za 10 lat takimi samymi zachowawczymi klientami jak obecni 60-latkowie. Oni z pewnością będą korzystać z internetu, prawdopodobnie – o ile się tego nauczą – również z bankowości mobilnej, a także tych form bankowości detalicznej, które w tej chwili są dopiero w fazie intelektualnej spekulacji (czyli tzw. bankowości facebookowej). I przekonania ekspertów nie zmieniają nawet fakty, łącznie z tym że w Polsce z bankowości internetowej korzysta – choćby od czasu do czasu – niewiele ponad połowa osób, które mają konta z dostępem przez Internet. Znikome zainteresowanie nowocześniejszą od internetowej bankowością mobilną eksperci tłumaczą zaś tym, że tylko co piąty klient banku ma smartfona.

Banki, zdaniem AT Kearney, powinny myśleć o strategicznych aliansach z wielkimi firmami internetowymi, które są w stanie dostarczyć im wiedzy o potrzebach i preferencjach klientów. Nieocenionym partnerem są też firmy telekomunikacyjne. twierdzi, że konieczność wchodzenia w alianse strategiczne z wielkimi firmami internetowymi, jak Facebook, Google, Amazon (mają one ogromną wiedzę o potrzebach i preferencjach zakupowych klientów) oraz z firmami telekomunikacyjnymi.

Zmianie musi ulec również strategia nasycania rynku placówkami bankowymi, które wcale nie muszą odejść do lamusa. Banki, które chcą przetrwać, powinny zapomnieć o ekspansji wyłącznie w wielkich miastach. Potrzebne są niewielkie oddziały rozmieszczone w miarę równomiernie w całym kraju, w myśl zasady, że podaż również nakręca popyt.

30.8.12

Czy wierzyć w lokaty 12% w skali roku?

Niektóre instytucje pozabankowe oferują klientom lokaty, czy też raczej – paralokaty – z oprocentowaniem dwa razy wyższym, niż najlepsze depozyty bankowe. Czy można w nich nie tylko korzystnie, ale również bezpiecznie lokować oszczędności? 

Jedną z takich firm jest Finroyal, która oferuje „kontrakty lokacyjne” od ponad 8 do nawet 15 proc. w skali roku (jeśli ktoś zdeponuje pieniądze na 5 lat). Korzystając z ZYSKownego kalkulatora na stronie firmy można np. wyliczyć, że wkładając 10 tys. złotych na 3 lata, otrzymamy 3,9 tys. złotych zysku. Takiego zysku – 13 proc. w skali roku – nie wypracuje żadna lokata.  Ale…

Problem w tym, że pozabankowe instytucje nie eksponują faktu iż ich działalność nie jest objęta Bankowym Funduszem Gwarancyjnym, skupiając się raczej na wyjaśnieniu, w jaki sposób są w stanie wypracować gwarantowane (przez siebie) zyski. Klient zaś, zwłaszcza ten który ostrożnie podchodzi do różnych form inwestowania, przywiązując dużą wagę do bezpieczeństwa swoich oszczędności, powinien być świadomy różnic między lokatą bankową, a „kontraktem lokacyjnym”, który jest w świetle prawa formą prywatnej pożyczki.

Oczywiście – nikt nie może zabronić klientom takiej formy pomnażania swoich pieniędzy, chodzi jednak o to, by byli oni świadomi konsekwencji swoich wyborów. Na razie jednak firmy nie mają obowiązku informowania swoich potencjalnych klientów że ich „lokata” to nie lokata bankowa, warto więc na własną rękę sprawdzać prawdopodobieństwo, że gdy zechcemy rozwiązać kontrakt lokacyjny, lub każdą inną formę paralokaty, otrzymamy zarówno zainwestowany kapitał, jak i wypracowany, zgodnie z obietnicą, zysk.

Nie należy przy tym ograniczyć się do przyjmowania w dobrej wierze informacji, które firma sama udostępnia. Wyróżnienia i dyplomy, którymi szczycą się niektóre firmy, często nie są przyznawane przez obiektywne gremia, ale kupowane za określoną stawkę w innych firmach „certyfikujących”. Zaś zagranicznie brzmiące nazwy spółek i budzące szacunek adresy warto zweryfikować, choćby korzystając z wyszukiwarek internetowych.

27.7.12

Ubezpieczenie karty w mBanku już nie chroni przed skimmingiem

Nie od dziś wiadomo, że jednym z najbardziej realnych zagrożeń dla posiadaczy kont i kart bankowych jest skimming, czyli skopiowanie pasków magnetycznych kart w celach przestępczych.

Ofiarą tego procederu może paść dosłownie każdy, nawet najbardziej uważny użytkownik karty. Jeśli przestępcom oprócz sklonowania paska z danymi uda się pozyskać PIN ofiary, może się on pożegnać ze swoimi pieniędzmi na koncie.

Przed skimmingiem trudno się bronić, choć jeszcze do niedawna – okazuje się teoretycznie – klienci, którzy wykupili w mBanku ubezpieczenie karty, czuli się bezpiecznie. Teraz muszą przestać, bo bank zmienił regulamin i czarno na białym wpisał do nowych postanowień, że ubezpieczenie nie chroni przed utratą środków na skutek skimmingu.

Można oczywiście uspokajać się, że w tej chwili niemal wszystkie karty są wyposażone nie tylko w paski, ale też w czipy. Dzięki temu karty ukradzione Kowalskiemu stają się dla złodziei bezużyteczne, bo nie są w stanie z nich skorzystać ani w bankomatach, ani w terminalach płatniczych. To prawda, ale ta prawda kończy się na granicach Polski. Bo po sąsiedzku, np. na Ukrainie, ale też w innych krajach Europy Wschodniej, bankomaty odczytują dane z pasków magnetycznych, nie z chipów. Dlatego też większość grup przestępczych – choćby tych ujawnionych przez policję – pochodzi z Bałkanów.

Można zadać sobie pytanie, od jakich zdarzeń tak naprawdę chroni ubezpieczenie, skoro nie chroni od najbardziej prawdopodobnego scenariusza?

mBank zapewnia jednak, że wszystkie zgłoszone przypadki skimmingu rozpatruje indywidualnie, i kwestie zwrotu pieniędzy – po analizie przebiegu operacji i ustaleniu stanu faktycznego – podejmuje po rozpoznaniu każdej sprawy osobno.

28.6.12

BPH - ryczałt lepszy niż „konto za zero”?

Choć duża część klientów szuka najtańszego konta, wierząc że w życiu (czyli w banku) można mieć coś „za zero”, banki nie rezygnują z wprowadzania do oferty kont, za które płaci się co miesiąc ryczałt. W ostatnich miesiącach płatne konta dość mocno reklamuje BPH.

Konto Kapitalne i Konto Maksymalne istnieją na rynku już od pewnego czasu. Za pierwsze trzeba płacić miesięcznie 9,99 zł, za drugie – 14,99 zł. Warto podkreślić, że bank wprowadził konta niemal dokładnie w tym czasie, gdy konkurencja stawiała na konta nie tylko bezpłatne, ale – zarabiające, nawet kilkanaście złotych miesięcznie.

Jaka jest szansa, że klienci dostrzegą walory płatnych kont? Całkiem duża, biorąc pod uwagę, że w konkurencyjnych bankach za darmowe (w zapowiedziach) konta trzeba płacić w rzeczywistości coraz więcej, bo lista bezpłatnych usług w ramach konta kurczy się dosłownie z miesiąca na miesiąc: darmowy pozostaje ROR, ale za korzystanie z karty trzeba płacić, albo jej bardzo aktywnie używać, korzystanie ze wszystkich bankomatów w kraju rzadziej oferowane jest gratis, coraz częściej – jako opcja, po opłaceniu ryczałtu. W BPH za 9,99 zł dostaniemy: konto, kartę, przelewy, zlecenia stałe i polecenia zapłaty oraz assistance. Przy koncie płatnym miesięcznie 14,99 zł bank oferuje dodatkowo wszystkie bankomaty gratis, ubezpieczenie w podróży i kartę typu gold.

Bank BPH nie nastawia się na klienta masowego, więc na pewno nie będzie kusił osób, dla których darmowość konta jest głównym kryterium wyboru banku (czasem wręcz jedynym). Bank w swojej strategii pozycjonuje się na klienta z dochodami powyżej średniej krajowej. Osoby takie są w stanie zaakceptować stałą opłatę za stały, szeroki wachlarz usług bankowych. Przekaz marketingowy zaciemnia nieco akcja, zgodnie z którą również klienci BPH mają szansę otrzymać 300 złotych prezentu rocznie. Taką premię mogą dostać klienci, na których konto przez 3 miesiące z rzędu wpływy wyniosą 7,5 tys, zł (co miesiąc). Przy mniejszych wpływach premia będzie mniejsza. Inny warunek – w każdym miesiącu trzeba kilka razy zapłacić za zakupy lub usługi kartą do konta.

Czy kampania BPH ma szansę dotrzeć do klientów?

Reklamy są oparte na przekazach tekstowych – dość sztampowych i oczywistych. Bank odszedł od angażowania do reklam celebrytów, czy była to decyzja słuszna i opłacalna – musi pokazać czas.

1.6.12

Samodzielne oszczędzanie na emeryturę czas zacząć

Emerytury z powszechnego systemu nie zapewnią nam godziwego poziomu życia – ta dość oczywista prawda z trudem, ale dociera do coraz większej grupy osób. Zapowiedzi rządu, że już obecni 37-38 latkowie będą musieli pracować do 67. roku życia, by uzyskać prawo do emerytury sprawiają, że coraz częściej zastanawiamy się nad możliwościami dodatkowego oszczędzania na daleką, emerytalną przyszłość.

Do takiego oszczędzania od lat namawiają nas różne instytucje finansowe. Towarzystwa ubezpieczeniowe oferują programy emerytalne, łączące funkcje polisy na życie z programem inwestycyjnym. Możemy zakładać Indywidualne Konta Emerytalne. Możemy przystępować do planów emerytalnych w bankach.

Zgromadzenie pół miliona złotych, które sprawi że będziemy mieć na emeryturze dodatkowy zastrzyk gotówki, leży w zasięgu możliwości dużej części z nas. Im wcześniej zaczniemy oszczędzać, tym lepiej. Jeśli rozpoczniemy oszczędzanie – i inwestowanie – z myślą o emeryturze w wieku 35 lat, wystarczy kwota 450 złotych miesięcznie, by po 25 latach dysponować sumą pół miliona złotych (uwzględniającą zarówno zyski z oszczędności i inwestycji, jak inflację). Bardziej zachowawcze osoby, które wierzą wyłącznie w bankowe lokaty, żeby osiągnąć ten sam cel – czyli zebrać kwotę pół miliona złotych – muszą oszczędzać niemal dwa razy więcej, czyli po 800 złotych miesięcznie.

Pół miliona złotych zebrane do 60 roku życia pozwoliłoby np. zwolnić tempo pracy, i łączyć mniej intratne zajęcia zarobkowe z uzyskiwaniem dochodu z kapitału odpowiadającego kwocie 2 tysięcy złotych. A po uzyskaniu praw emerytalnych co miesiąc otrzymywać jeszcze 500 złotych dodatkowych pieniędzy. Ktoś, kto ocenia że nie są to duże pieniądze, musi nastawić się na bardziej intensywne oszczędzanie. Jeśli zgromadzić bardzo duży kapitał, musimy też co miesiąc odkładać relatywnie wyższą „składkę”. Odkładać regularnie, bo to podstawowy warunek sukcesu.

W  przypadku długoterminowych programów oszczędnościowych nie warto wszystkich pieniędzy trzymać na bezpiecznych, ale mało rentownych lokatach bankowych czy np. kupować wyłącznie obligacje.

Zainwestowanie części (nie więcej jednak niż 40 proc.) pieniędzy w bardziej ryzykowne instrumenty – np. jednostki funduszy akcji powinno przynieść większą stopę zwrotu w tak długim horyzoncie czasowym. Taka strategia pozwala zmniejszyć w znaczący sposób wysokość comiesięcznej składki przy osiągnięciu takiego samego celu.

1.5.12

Płatnicze karty zbliżeniowe - kiedy nastąpi rewolucja?

Pod koniec 2011 roku w portfelach rodaków było niemal 9 mln płatniczych kart zbliżeniowych. Czy – a raczej kiedy – banki odważą się na kolejną rewolucję i wprowadzą płatności telefonami komórkowymi?

Tempo przyrostu kart zbliżeniowych wynosi około 20 procent (porównując kwartał do kwartału). Dziewięć na dziesięć kart, służących do płatności bezdotykowych to karty debetowe. Około 776 tysięcy kart to karty kredytowe. Banki wydały też kilkadziesiąt tysięcy gadżetów (zegarków, breloków, naklejek), którymi również można płacić bezdotykowo. Analitycy zwracają uwagę, że tempo przyrostu zbliżeniówek jest wysokie, ale mniejsze niż można było prognozować z poprzednich danych: spodziewano się, że liczba kart zbliżeniowych może przekroczyć 10 mln. Tak się jednak nie stało, a jedną z przyczyn wyhamowania tempa przyrostu kart jest słabsza niż wskazywały poprzednie kwartały aktywność na tym polu PKO BP.

Kartą bezstykową można płacić za transakcję nie przekraczającą 50 zł. Wystarczy przybliżyć kartę do terminala, bez konieczności przekazywania jej sprzedawcy, nie trzeba też wpisywać PIN (wpisujemy go, gdy kwota przekracza 50 zł). W przypadku transakcji przekraczających kwotę 50 złotych użytkownicy kart VISA (karty payWave) muszą umieścić kartę w terminalu. Ci, którzy posiadają karty z logo MasterCard (karty PayPass) nie muszą tego robić (choć PIN wpisać muszą). Dlatego banki, które wydają karty tego drugiego rodzaju, mogą wydawać je w formie gadżetów. Breloki, naklejki czy zegarki mają w ofercie Alior Bank, BZ WBK, mBank, Polbank i ING Bank.

W niedalekiej przyszłości rolę bezstykowych kart płatniczych mogą przejąć telefony komórkowe. BZ WBK i Inteligo mają już za sobą takie pilotaże, w tej chwili pilotaż płatności prowadzą mBank, Multibank i ING Bank Śląski. Banki nie kryją zainteresowania technologią NFC (ang. Near Field Communication). To daje nadzieję, że ten rodzaj płatności stanie się powszechnie dostępne dla klientów.

Nie stanie się to jednak z dnia na dzień, bo na przeszkodzie stają kwestie techniczne: choćby lista modeli telefonów, które spełniają kryteria stawiane przez organizacje płatnicze, która jest bardzo krótka.

 Wdrożenie tego rodzaju płatności mobilnych wymaga dobrej współpracy banku, organizacji płatniczej, operatora telefonii komórkowej i producentów telefonu. W Polsce tematem tym zajmuje się grupa robocza (stworzona przez MasterCard, banki i operatorów). Visa w ostatnim czasie przekazała informację o wydaniu certyfikatów kolejnym smartfonom. Eksperci spodziewają się, że w połowie 2012 roku możliwe jest uruchomienie pierwszych programów płatności telefonami komórkowymi na szerszą skalę.

23.3.12

Koniec lokat na 7 proc. rocznie ?

Klienci muszą się przyzwyczaić do tego, że zyski z lokat będą przynosić mniejsze, bo opodatkowane, zyski. Pod koniec marca wszystkie lokaty tracą swój antybelkowy status. Banki zmieniają już dziś ofertę depozytową. Podnoszą stawki tradycyjnych lokat, ale nie ma co oczekiwać, że zyski z nich będą takie same jak pod rządami „anybelek”.

Na początku marca 2012 roku przeciętne oprocentowanie lokat kwartalnych, półrocznych i rocznych wróciło do poziomu z lata 2011 roku. Średnie oprocentowanie kwartalnych depozytów wynosi 4,44 proc. brutto w skali roku, półrocnych – 4,96 proc., a rocznych 5,12 proc. Lokaty dwuletnie są oprocentowane 4,57 proc. brutto – jest to najniższy poziom od maja 2010 roku.

Nie wszystkie banki obniżyły oprocentowanie: na podwyżkę oprocentowania lokat postawiły Alior Bank, Credit Agricole, Get Bank i Raiffeisen Bank. BOŚ i Kredyt Bank podwyższyły oprocentowanie polisolokat. W innych bankach zdarza się, że oprocentowanie maleje tylko w niektórych produktach. BPH i PKO BP wycofały z oferty polisolokaty. A mBank i Multibank przestały je oferować w wersji dwuletniej – zostawiając roczne i półroczne.


Które banki płacą najwięcej za depozyty? 

W przypadku lokaty na 5 tys. zł największe oprocentowanie lokat dają Eurobank, PKO BP i BGŻ Optima – powyżej 5 proc. brutto. Za lokatę kwartalną aż 8,5 proc. da Meritum Bank. Ale tylko do 5 tys. złotych, i to wyłącznie klientom, którzy założą w banku rachunek osobisty. Innym rozwiązaniem dla szukających korzystnych lokat krótkoterminowych jest 4-miesięczna lokata w Banku BGŻ Optima: 6,3 proc. z możliwością wcześniejszego zerwania bez utraty naliczonych odsetek.

Wśród lokat półrocznych wygrywają polisolokaty oferowane przez DnB Nord i BOŚ (oprocentowane 6,51 i 6,3 proc. brutto, przy zwolnieniu z podatku od zysków kapitałowych, więc netto oprocentowanie jest oczywiście niższe).

Najwyższe oprocentowanie lokat na 12 miesięcy oferuje Deutsche Bank – polisa lokacyjna ma oprocentowanie 6,5 proc. brutto.

Z ofertami banków coraz śmielej mogą konkurować obligacje skarbowe. Dziesięcioletnie obligacje w pierwszym roku są oprocentowane na 6,5 proc., zaś w kolejnych latach oprocentowanie będzie ustalone w oparciu o poziom inflacji i 2,75 proc. marży. W przypadku obligacji czteroletnich oprocentowanie wynosi w pierwszym roku 5,5 proc., zaś w kolejnych – inflacja plus 2,25 proc. marży.

Większość banków już wycofała lokaty z kapitalizacją dzienną. Nie zrobiły tego mBank, Multibank i Toyota Bank – tam na początku marca klienci mogli jeszcze lokować pieniądze na takich lokatach i to bez informacji, że od 1 kwietnia będą one opodatkowane!

W najbliższym czasie stawki depozytów raczej nie wzrosną – banki nie szykują się ani do wielkiej ofensywy kredytowej, ani nie brakuje im pieniędzy na finansowanie tych kredytów, których udzielają. Stawki pozostaną więc na obecnym, nie najwyższym, poziomie.

6.2.12

Co warto wiedzieć o phishingu i jak się przed nim bronić

Phishing, czyli nielegalne zdobywanie haseł dostępu do ważnych serwisów transakcyjnych i kont bankowych na stałe wszedł do rzeczywistości – im większa rola Internetu w życiu codziennym, tym oszuści coraz bardziej pomysłowi i niebezpieczni. Co trzeba o nich wiedzieć i jak się przed nimi bronić? 

Phishing to dosłownie połów – w tym wypadku haseł, umożliwiających dostęp np. do konta bankowego ofiary. Polega, najprościej rzecz biorąc, na stworzeniu strony internetowej niemal identycznej ze stroną, na której klienci banku logują się do bankowości internetowej. Gdy strona jest gotowa, oszuści starają się zwabić na nią jak największą liczbę ofiar, które – głównie dzięki swojej naiwności lub kompletnym braku orientacji – pozostawią na stronie „bankowej” swój identyfikator i hasło, czyli spróbują się zalogować do banku.

Najczęściej stosowaną metodą jest rozesłanie listu drogą mailową – tak, by wyglądał wiarygodnie i zachęcał do wejścia na fałszywą stronę. Stąd prosty wniosek – przestępcy, zanim uderzą w ofiary-klientów banku, muszą zdobyć bazę danych danej instytucji finansowej. Mimo potężnych zabezpieczeń stosowanych przez banki, ciągle jest to możliwe. Wojna między oszustami a instytucjami finansowymi przypomina nieco wyścig zbrojeń – im lepsze zabezpieczenia, tym bardziej wyrafinowe metody hakowania bankowych serwerów.
Mail-fałszywka skonstruowany jest tak, by ofiara czuła, że musi natychmiast zareagować. Często np. przekazywany jest komunikat „zanotowaliśmy próby logowania na Pańskie konto, prosimy o zalogowanie się w celu weryfikacji tożsamości”. Ale zdarzają się też bardziej pomysłowe sposoby: zachęcanie do wypełnienia ankiety w zamian za niewielką finansową nagrodę (ankieta zawierała pytanie o numer karty kredytowej, datę jej ważności i PIN – to przykład z USA, sprzed kilku lat).

Jednak potencjalna ofiara oszustów wcale nie musi być – przynajmniej bezpośrednio – zaangażowana w udostępnienie im danych bankowych. Przestępcy atakują słabo zabezpieczone komputery, instalując na nich konie trojańskie i keyloggery (programy zapisujące znaki wpisywane na klawiaturze), które same zajmą się zapisaniem poufnych informacji i przesłaniem ich pod wskazany adres. Ofiara musi „jedynie” ściągnąć szkodliwy plik i uruchomić go na komputerze.

W pierwszych latach funkcjonowania bankowości internetowej część winy za ataki na konta klientów bez wątpienia ponosiły same banki – nie przywiązując wystarczająco dużej wagi do bezpieczeństwa serwisu internetowego. Ale to już przeszłość – można powiedzieć, że banki wyciągnęły nauczkę ze zdarzeń, do jakich doszło (i z odszkodowań, które musiały wypłacić części klientów) i teraz po stronie banków trudno doszukać się winy, jeśli chodzi o zabezpieczenia stron bankowości internetowej.

W Polsce pierwsze ataki „poławiaczy haseł” zanotowano w 2004 roku. Część klientów Citibanku dostała wiadomość na email: „Drogi Kliencie, z przyjemnością informujemy, iż zakończyliśmy prace nad zintegrowanym serwisem bankowości internetowej. Wkrótce nowa platforma zastąpi obecny system, ale już teraz zachęcamy Cię do zapoznania się z możliwościami i udogodnieniami, jakie oferuje zintegrowany serwis. Prosimy o jak najszybsze zalogowanie się oraz sprawdzenie naszego nowego systemu. Zaloguj się http://www.online.citibank.pl". Link prowadził do strony przygotowanej przez oszusta.


Najważniejszą bronią banków jest edukacja klientów. Na nic zdadzą się najlepsze zabezpieczenia, jeśli klient „podzieli się” z osobami niepowołanymi kodami dostępu do konta. Na stronach banków co jakiś czas pojawiają się wyekspononowane komunikaty, przypominające najważniejsze zasady bezpieczeństwa korzystania z bankowości internetowej.

Jednocześnie banki stawiają na coraz lepsze zabezpieczenia transakcji dokonywanych w Internecie. Ataki były bowiem znacznie łatwiejsze, gdy jedynym zabezpieczeniem dostępu był identyfikator i hasło klienta. Teraz wszystkie banki stosują jeszcze dodatkową linię zabezpieczeń. Np. listę haseł jednorazowych, podpis cyfrowy, token, jednorazowe hasła SMS. Eksperci uważają, że najwięcej gwarancji daje token i jednorazowe hasła SMS, ale jeśli klient stosuje się do zasad bezpieczeństwa, to i w przypadku pozostałych systemów zabezpieczeń oszuści nie mają szans.


Poniżej kilka rad, na co zwracać uwagę, żeby nie paść ofiarą „łowców haseł”, jeśli się korzysta aktywnie z bankowości internetowej. I choć większość zaleceń to oczywistości, warto je sobie przypomnieć, bo liczba sieciowych oszustw – mimo coraz lepszych zabezpieczeń – wcale nie maleje.

Po pierwsze, trzeba zawsze z dużą nieufnością traktować każdą wiadomość, w której żąda się podania poufnych informacji dotyczących finansów. Banki nigdy nie proszą o podanie identyfikatora i hasła, numerów kart płatniczych i tym bardziej PIN-ów do nich! Nie wysyłają też wiadomości do wielu odbiorców.

Po drugie, nigdy nie można używać linków zamieszczonych w emailach. Jeśli się logujemy do banku, zawsze wpisujmy adres ręcznie do przeglądarki!

Po trzecie, do formularzy przesyłanych emailem nie wpisujemy żadnych poufnych informacji.

Po czwarte, zawsze sprawdzamy adres i autentyczność strony, na której wpisujemy poufne informacje. Strony takie muszą korzystać z bezpiecznego połączenia (o czym świadczy symbol zamkniętej kłódki w przeglądarce i https:// w pasku adresu). Trzeba też sprawdzać autentyczność certyfikatu bezpieczeństwa.

Po piąte, aktualizujemy wersje przeglądarki – tak by nie była „dziurawa”.

Po szóste, na komputerze zawsze mamy program antywirusowy i firewall – i to aktualne wersje!

Po siódme, nie instalujemy oprogramowania z nieznanych źródeł.

28.1.12

Zły numer rachunku w przelewie? Za pomyłkę zapłaci bank

Zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego to bank, a nie klient jest odpowiedzialny za weryfikację danych znajdujących się w zleceniu przelewu. Jeżeli bank nie sprawdzi zgodności numeru rachunku z danymi beneficjenta przelewu, ponosi odpowiedzialność finansową. 

Sytuacje, w których nadawca przelewu popełnia błąd – prawidłowo podaje dane beneficjenta, ale myli się w numerze rachunku, lub podaje prawidłowy rachunek, ale błędne dane adresata – wcale nie należą do rzadkości. W obu przypadkach pieniądze z przelewu mogą zostać przekazane niezgodnie z tym, jak naprawdę życzy sobie zleceniodawca.

Banki oczywiście odpowiedzialność chętnie przerzuciłyby na klienta – i taka była ich praktyka, aż do wyroku Sądu Najwyższego z 17 grudnia 2008 roku (sygn. I CSK 205/08). Sąd Najwyższy stwierdził, że obowiązek konfrontowania nazwy czy nazwiska beneficjenta przelewu podanego na poleceniu przelewu z podanym na nim numerem rachunku bankowego wynika z art. 354 § 1 i art. 355 kodeksu cywilnego. Na mocy tych przepisów dłużnik (w tym wypadku bank, który odpowiada za realizację przelewu) powinien wykonać zobowiązanie zgodnie z jego treścią i w sposób odpowiadający jego celowi społeczno-gospodarczemu oraz zasadom współżycia społecznego, a jeżeli istnieją w tym zakresie ustalone zwyczaje - także w sposób odpowiadający tym zwyczajom. Sąd Najwyższy przesądził, że banki mają obowiązek sprawdzania numeru konta beneficjenta przelewu, bo cel przelewu zostaje osiągnięty, gdy pieniądze znajdą się na rachunku beneficjenta przelewu. Po wyroku Sądu Najwyższego każdy bank ma obowiązek sprawdzenia, czy numer rachunku jest zgodny z nazwą beneficjenta przelewu.

A jeśli zleceniodawca pomyli się w numerze rachunku, podając prawidłowe dane beneficjenta? 

Bank stwierdzając niezgodność danych powinien wstrzymać realizację przelewu i niezwłocznie powiadomić o tym fakcie zleceniodawcę.

10.1.12

Kredyt w koncie to najtańszy kredyt gotówkowy

Kredyt w koncie czyli linia kredytowa w koncie osobistym to rozwiązanie, które pomoże np. sfinansować wakacje, zakup sprzętu AGD, remont mieszkania. Jest tańszy niż pożyczka gotówkowa i kredyt ratalny. Solidni klienci banku mogą liczyć na specjalne traktowanie.

W większości banków oprocentowanie limitu kredytowego w ROR oscyluje w granicach 15 proc., ale można znaleźć oferty jeszcze mniej kosztowny. Oprócz oprocentowania klient musi przygotować się na prowizję – zwykle wynosi ona najwyżej 2 proc. kwoty limitu.

Na limit w koncie – a już na pewno w większej kwocie – mogą liczyć zwykle stali klienci banku (czyli tacy, którzy konto mają w danej instytucji przynajmniej kilka miesięcy). Ale są wyjątki. Jeśli przenosimy konto z banku do banku, mamy dobrą historię rachunku – nowy bank raczej bez problemy przyzna limit w takiej wysokości, w jakiej mieliśmy w poprzedniej instytucji. Na specjalne traktowanie mogą też liczyć klienci zaciągający w bankach kredyty hipoteczne – o ile zdolność kredytowa na to pozwala, bank sam proponuje  limit w koncie osobistym (to dla banku dodatkowy zarobek!). Generalnie limit w koncie może wynieść nawet sześciokrotność miesięcznych wpływów na konto.

Podstawową zaletą kredytu odnawialnego w koncie jest to, że odsetki płacimy tylko wtedy, gdy korzystamy z pieniędzy banku. Można mieć limit w koncie i za niego nie płacić – jeśli nie musimy korzystać. Oczywiście, ponosimy koszty prowizji (zarówno za przyznanie, jak i odnowienie limitu), ale zwykle nie są to duże sumy – a domowy budżet jest zabezpieczony na wypadek nagłej, awaryjnej sytuacji.

Kredytu odnawialnego w koncie nie musimy spłacać regularnie (w identycznych ratach). Kwota wykorzystanego limitu zmniejsza się z każdym wpływem na konto. Jeśli planujemy zamknąć limit po roku, możemy spłacić go nawet w ostatniej chwili – ważne, by wcześniej powiadomić bank, że nie chcemy już korzystać z limitu w koncie (zwykle banki automatycznie go przedłużają, pobierając prowizję).

Na najkorzystniejsze warunki limitów kredytowych mogą liczyć ci klienci, którzy mają w banku konto z pakietem usług dodatkowych (oczywiście – płatnych). Ale i posiadacze mniej lub bardziej darmowych kont nie mogą narzekać na brak dobrych ofert. Np. posiadacz konta internetowego w Deutsche Banku otrzyma limit w wysokości 3 tysięcy złotych z oprocentowaniem 12,99 proc. w skali roku (prowizja – 2 proc.). Millenium Bank przyzna taki sam limit w darmowym koncie bez prowizji, ale za to z 18-proc. oprocentowaniem.

Niektóre banki proponują klientom kredyt - na określonych warunkach - bez opłat. W Citi Handlowym i Banku Millenium bezpłatny limit jest dostępny przez siedem dni w miesiącu (niekoniecznie muszą one następować po sobie). korzystać za darmo z limitu kredytowego przez tydzień w miesiącu. Raiffeisein Bank umożliwia posiadaczom ROR-u korzystanie z limitu do tysiąca złotych bez żadnych odsetek.

Nie warto decydować się na konto osobiste w danym banku tylko dlatego, że bank reklamuje korzystne warunki limitu w koncie – trzeba pamiętać, że są one dostępne dla stałych klientów, zaś wybór konta powinien być związany z analizą warunków korzystania z niego na co dzień – możliwości, jakie daje i opłat z nimi związanych.

Trzeba również pamiętać, że choć limit kredytowy czy kredyt odnawialny to dobry sposób na zabezpieczenie płynności finansowej w awaryjnych sytuacjach, to jednak wymaga systematyczności i dyscypliny. Bank nie ustala harmonogramu spłat – trzeba samemu więc pilnować, by kredyt w koncie w końcu spłacić. Choć jest on odnawialny, to jednak jest zobowiązaniem, z którym nie można żyć bez końca.